sobota, 25 stycznia 2014

Wracam do ludzi

Przed rozpoczęciem liceum byłam pewna, że nie lubię ludzi. miałam strasznie nieciekawych znajomych w klasie, mocno zepsuli mi wiele lat mojego życia. Do tego doszła trudna sytuacja w domu, więc ogólnie żyłam tylko nadzieją, że to się kiedyś zmieni. I tak się stało!

Wspaniały dzień ze znajomymi. Odezwał się dawny przyjaciel, było naprawdę miło. A do tego W. Najlepsza przyjaciółka, jaką miałam w życiu. Jest jedyną osobą, której opowiedziałam dość dokładnie o moich dietach, o Anie. Wysłuchała, poradziła, martwiła się. Poczułam, że mam czyjeś wsparcie. Więc jest dobrze.

Cholera, mam wrażenie, że pierwszy raz zaczynam żyć.

Bilanse ostatnio znośne, nie mam przy sobie zeszytu, ale część dni zaliczałam z dużym zapasem, jakiś jeden czy dwa przekroczyłam o nie więcej niż 100kcal. Dzisiaj od rana całkiem spoko, praktycznie same sałatki i warzywa. Wyjdzie tego na pewno poniżej 100. Ale potem jak przyszli, chciałam czymś się zapychać, żeby nie pić. Więc skubałam winogrona (porównując ze zdjęciami na ileważy.pl) - policzę jako 100. Ale dalej rodzynki ;/ 150. No i pół ciastka z owocami sezonowymi z maca. Wiem, z tym to spieprzyłam, ale jak wyszliśmy go galerii razem coś zjeść, a kolega pamiętał, ze dawniej lubiłam te cholerstwa, to postanowił uszczęśliwić mnie na siłę. Na szczęście koleżanka mnie uratowała, więc "tylko" 100.

450/650
Niby się mieszczę spokojnie, ale jestem taaaka obżarta!

Btw. miło mieć jakiegoś adoratora^^ nawet jeśli nie jest super przystojny, to fakt, że zawróciłaś komuś w głowie motywuje!

Lubię takie długie skarpetki <3







Trzymajcie się chudziutko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz