Wspaniały dzień ze znajomymi. Odezwał się dawny przyjaciel, było naprawdę miło. A do tego W. Najlepsza przyjaciółka, jaką miałam w życiu. Jest jedyną osobą, której opowiedziałam dość dokładnie o moich dietach, o Anie. Wysłuchała, poradziła, martwiła się. Poczułam, że mam czyjeś wsparcie. Więc jest dobrze.
Cholera, mam wrażenie, że pierwszy raz zaczynam żyć.
Bilanse ostatnio znośne, nie mam przy sobie zeszytu, ale część dni zaliczałam z dużym zapasem, jakiś jeden czy dwa przekroczyłam o nie więcej niż 100kcal. Dzisiaj od rana całkiem spoko, praktycznie same sałatki i warzywa. Wyjdzie tego na pewno poniżej 100. Ale potem jak przyszli, chciałam czymś się zapychać, żeby nie pić. Więc skubałam winogrona (porównując ze zdjęciami na ileważy.pl) - policzę jako 100. Ale dalej rodzynki ;/ 150. No i pół ciastka z owocami sezonowymi z maca. Wiem, z tym to spieprzyłam, ale jak wyszliśmy go galerii razem coś zjeść, a kolega pamiętał, ze dawniej lubiłam te cholerstwa, to postanowił uszczęśliwić mnie na siłę. Na szczęście koleżanka mnie uratowała, więc "tylko" 100.
450/650
Niby się mieszczę spokojnie, ale jestem taaaka obżarta!
Btw. miło mieć jakiegoś adoratora^^ nawet jeśli nie jest super przystojny, to fakt, że zawróciłaś komuś w głowie motywuje!
Lubię takie długie skarpetki <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz